Albania - nieodkryta perełka Europy
W Albanii byliśmy dwa razy. Po raz pierwszy w roku 2019, kolejny raz w roku 2022. Oba wyjazdy były niesamowitą przygodą, tym bardziej, że był to czas spędzony z moimi dziewczynami, czas w którym wspólnie odkrywaliśmy nowe, nieznane, dla nas miejsca, miejsca pełne tajemnic. Nie były to wyjazdy czysto rowerowe z wielu względów. Jednym, bardzo ważnym czynnikiem był czas, którego nie mięliśmy zbyt dużo, drugim fakt, że jest to część Europy, która wymaga pewnego przygotowania kondycyjnego - góry, podjazdy, palące słońce, brak infrastruktury rowerowej, to wszystko wpłynęło na to, że jeździliśmy rowerem z przyczepką z moją Lenką po okolicy, resztę czasu wspólnie spędzaliśmy razem z Kasia poznając różne miejsca dzięki naszej Madzi - pierwszy wyjazd Mazda Premacy, drugi Mazda 5.
Zanim napiszę kilka słów o samej Albanii, wspomnę o tym jak do niej dojechaliśmy. Zarówno za pierwszym jak i drugim razem jechaliśmy bardzo podobną trasą: Polska, Słowacja, Węgry, Chorwacja, Bośnia-Hercegowina, Czarnogóra i Albania. Pamiętajcie o winietach na Słowacji i Węgrzech. W roku 2022 za winiety 30-sto dniowe w sumie płaciliśmy 179 zł. Może być taniej na krótszy okres czasu, ale dla świętego spokoju uważam, że lepiej jest wykupić dłuższy termin i nie martwić się, czy zmieścimy się wracając w widełkach czasowych. Za pierwszym razem trasę 2 tysięcy km pokonaliśmy na raz. Uważam jednak, że lepiej po drodze robić sobie postoje z noclegiem - tak zrobiliśmy w czasie drugiego wyjazdu, gdzie pierwszy nocleg był na południu Polski w Chochołowie, drugi na południu Węgier w Mochaczu. Za naszą trójkę w bardzo ładnym miejscu na Węgrzech zapłaciliśmy 57 Euro - skromnie, ale czysto, przyjemnie, sympatycznie. Takie rozbicie trasy na noclegi pozwoli Wam bezpiecznie dotrzeć do celu, tym bardziej, jeśli jest tylko jeden kierowca. Powrót w naszym przypadku był już troszkę szalony, na raz z spaniem w samochodzie.
Czytając opinie i słuchając różnych opowieści, jak to jest z policją na Słowacji miałem wyjątkowego pietra jadąc przez terytorium naszych południowych sąsiadów. Pamiętajcie o kilku ważnych sprawach:
- prędkość - nie przekraczajcie jej, po prostu uważajcie na znaki, ograniczenia
- wyposażenie samochodu: gaśnica, apteczka, ale także linka holownicza, kamizelki odblaskowe dla każdego z pasażerów i to nie w bagażniku, ale w środku w samochodzie, każdy musi mieć do nich dostęp. Warto doczytać o tym co w danym kraju powinno znajdować się w samochodzie. Na Słowacji problemem może być wideo rejestrator czy różne opony założone od czapy w aucie. Tak więc jak już policjant zatrzyma Was do kontroli, jeśli będzie chciał, znajdzie coś aby się przyczepić, dlatego warto wszystko maksymalnie minimalizować. Nas nigdy na Słowacji nie zatrzymano.
W Bośni warto uważać na mobilne patrole, potrafią nawet stać z suszarką na totalnym odludziu w środku lasu, w środku nocy, więc jeżeli jedziecie nocą, także nie możecie czuć się pewnie, po prostu przestrzegajcie przepisów a będzie dobrze.
Chorwacja to bardzo krótki odcinek w rejonie Osijek i potem lecimy na Sarajewo w Bośni. Po chorwackich równinach, polach uprawnych pełnych kukurydzy w Bośni zmienia się krajobraz na bardziej górzysty, kręte drogi prowadzą przez miasta i wioski, gdzie obok kościołów stoją meczety, z czasem meczety zaczynają w Bośni dominować. Do granicy z Czarnogórą z Sarajewa jedziemy drogą R433, potem zjeżdżamy w M18. Tutaj Was przestrzegam, będzie malowniczo, nie zapniecie jednak 3-go biegu w aucie, góra dwójka, jest przede wszystkim na około 30-40 km dziurawo. Stan nawierzchni wynagrodzi Wam przyroda, droga biegnie wzdłuż rzeki Drina, kaniony, pola namiotowe, pola z domkami, miejsca gdzie organizowane są spływy, dzika przyroda, przepiękne krajobrazy, to czeka was na M18. Granice przekraczacie przejeżdżając przez drewniany most, gdzie deski leżą sobie w małym nieładzie. Bośniacy odprawią Was w zwykłej małej budzie, Czarnogórcy już w lepszych warunkach. Po przekroczeniu granicy zaczyna się przepiękny odcinek trasy w Czarnogórze. Mosty, potężne kaniony i góry, tunele, kręta droga - fantastyczny odcinek. Kierujemy się na Podgorice i następnie na Jezioro Szkoderskie i trasą E762 do Szkodry w Albanii.
Gdzie tankować?
Z naszego doświadczenia na trasie naszą benzynkę tankowaliśmy na granicy z Słowacją po stronie polskiej, nie laliśmy u Madziarów, ponieważ w 2022 roku Węgrzy zmieniali cenę na dystrybutorze jak tylko zobaczyli obcą rejestrację (zresztą wychodzi na to, że wyszło im to bokiem). Kolejne tankowanie w Bośni, gdzie cena była akceptowalna, potem do pełna w Czarnogórze, cena za 95 lepsza niż w Polsce. Warto zanim wjedziecie do Albanii zatankować auto pod korek w Czarnogórze, ponieważ w Albanii jest naprawdę bardzo drogo. W Albanii tankowałem tylko raz kanister 10 litrów i tutaj mała ciekawostka do kanistra 10 litrów udało się wcisnąć 12 litrów benzyny. W ALBANII WSZYSTKO JEST MOŻLIWE.
Jak jeździć w Albanii?
W Albanii na pierwszy rzut oka panuje wielki chaos, wszyscy gdzieś się wciskają, pędzą. Bądźcie na drodze trochę jak Albańczycy, uważam, że nie warto być takim typowym Europejczykiem, ponieważ to się może źle skończyć dla innych, po prostu jedź z prądem. To straszne co powiem, ale jeśli Albańczycy nie ustępują miejsca pieszym, to ty też nie ustępuj. Ja zachowałem się raz w Tiranie tak jak uważałem trzeba wobec pieszego i było bardzo niebezpiecznie, ponieważ Albańczyk jadący drugim pasem nawet na moje zatrzymanie przed pasami nie zareagował, pieszy był bardzo czujny. Na rondach obowiązuje prawo większego, ja kiedy wjechałem na rondo w Tiranie myślałem, że z niego nie zjadę. Policjanci z drogówki są obecni, ale tak jakby ich nie było. Policja generalnie na drogach jest obecna i chętnie zatrzymują samochody, dlatego też warto w Albanii uważać. Tak jak Wam wspomniałem na drodze jest wrażenie chaosu, ale w tym chaosie jest pewna metoda - nie widać stłuczek, wypadków, jakoś to więc działa. Uważajcie na drogach na spowalniacze, jeśli ich nie zobaczycie możecie stracić zawieszenie. Są bardzo wyraziste i nie zawsze widoczne, przy większej prędkości jak nie zobaczycie spowalniacza w porę, może być naprawdę niebezpiecznie. Nie będzie także w Albanii problemu z umyciem auta, myjka jest co drugi dom, podobnie ilość stacji benzynowych jest powalająca.
Gdzie jechać?
Nasz pierwszy wyjazd do Albanii to pobyt w Okręgu Kruje. Zatrzymaliśmy się w Kruje w hostelu Merlika, znajdziecie go na Bookingu.
Rruga Kala, Kruja, 1501, Albania - Telefon: +355 69 213 1162
W 2019 roku z 3 osoby, 6 nocy zapłaciliśmy 180 Euro, śniadania w cenie, bardzo smacznie, syto. W Merlice możecie zjeść także obiad,, kolację, napić się piwa. Hostel położony jest na tle ruin, jest mega klimatycznie, same pokoje to taki późny gierek, ale jest czysto, przyjemnie. W 2022 odwiedziliśmy ponownie Merlike i właściciela Adriana, wpadliśmy porozmawiać, coś zjeść, ale uwierzcie mi cena za pobyt nie uległa diametralnej zmianie. O czym musicie pamiętać dojeżdżając do hostelu? Prowadzi do niego droga przez stare miasto, dość zatłoczone. W określonych godzinach wjeżdżając już centralnie na stare miasto na drodze stoi słupek, który uniemożliwi Wam swobodny wjazd do starego miasta i do hostelu. W godzinach wieczornych słupek jest schowany. Jeśli traficie na słupek wystający z drogi, zatrzymajcie się przed nim i udajcie się do kafejki obok, będzie tam ktoś, kto Wam ten słupek schowa na czas waszego przejazdu, trzeba tylko powiedzieć, że macie zakwaterowanie w Merlice, To nie wszystko.... Do samej Merliki prowadzi stromy podjazd bardzo wąski, jak spotkają się dwa auta w połowie, trzeba się cofać. To nie jest problem, problemem jest nawierzchnia, Droga jest z kamienia, jest on już tak wypolerowany, że jak się zatrzymacie na wzniesieniu w czasie podjazdu, to nie ma bata, żebyście ponownie ruszyli, trzeba cofnąć się do wypłaszczenia, rozpędzić się i atakować, aż do skutku.
Kruje jest przepiękne, dojazd do miasta prowadzi serpentynami, miasto położone na wzgórzu, przepiękna starówka, meczety, miasto tętni życiem, ludzie serdeczni, przyjacielscy, na starym mieście, gdzie jest dużo sklepów, zagadują po polsku, abyś wszedł i coś kupił ( na dłuższą metę to bywa irytujące). Warto w mieście zejść z utartych szlaków, po to aby móc zobaczyć prawdziwą Albanię, nie tą miłą dla oka turysty, ale ta prawdziwą, codzienną, trochę brudną, zapomnianą. Nie bójcie się tego, idźcie do zwykłych ludzi.
Kruje jest wielkości miasta pokroju Białogardu, tętni jednak życiem, ulice są pełne aut, które sprawiają, że jazda przez miasto jest dość ekstremalnym przeżyciem, chodniki pełne mieszkańców. Wzdłuż ulicy kawiarnie, sklepy, sklepiki, piekarnie, restauracje, nie sposób się nudzić. W Polsce miast o podobnym potencjale w pewnych godzinach po prostu pustoszeją, w Albanii jest zupełnie inaczej.
Nawiązując do ruchu samochodowego w mieście, niech Was nie zdziwi, że nagle przed Wami zatrzyma się auto na środku drogi i kierowca jak gdyby nigdy nic idzie do piekarni po pieczywo, albo zaczyna rozmawiać z innym kierowcą jadącym z naprzeciwka.
Nikt nie protestuje, nikt nie trąbi, nikt nigdzie się nie śpieszy, każdy ma czas - tak powinno wyglądać bezstresowe życie :-)
Z Kruje możecie szybko i sprawnie dotrzeć nad Morze Adriatyckie. Można wybrać typowe nadmorskie Durres, możecie poszukać zupełnie innych klimatów, gdzieś z boku, bez ludzi. My takie miejsce znaleźliśmy, o tym jednak za chwilę.
Plaże
Kilka słów o plażach w Albanii. Musicie zaakceptować fakt, że plaże w Albanii w bardzo dużym stopniu zanieczyszczone są plastikiem, nie ważne czy będzie to miejsce odosobnienia, czy miejsce bardziej komercyjne, plastik wala się dosłownie wszędzie w mniejszych lub większych ilościach. Generalnie śmieci i to w jaki sposób w Albanii do śmieci, środowiska podchodzą mieszkańcy, to temat na osobną historie - jest w tej kwestii po prostu źle i uważam, że musi upłynąć bardzo dużo czasu, żeby to podejście uległo zmianie. Nie jest to kwestia pokolenia, myślę, że potrzeba znacznie dużo więcej czasu. Jeśli znajdziecie skrawek plaży względnie czystej, to spacer w miejsce odosobnienia sprawi, że zobaczenie w jakim stanie i syfie są te miejsca gdzieś na uboczu. Na jednej z plaż, Pan, który się opiekował terenem, potrafił leniwie zebrać z grubsza większy plastik do taczki, odjechać z tym kilka metrów dalej, wysypać i podpalić nie patrząc, że w pobliżu są ludzie - ot takie podejście do ekologii.
My będąc w Kruje jeździliśmy do miejsc:
- Kepi i Radonit ( Cape of Rodon) - to cypel do którego prowadzi malownicza droga, choć w fatalnym stanie, trzeba mieć to na uwadze. Przed wjazdem na cypel jest szlaban, aby wjechać dalej trzeba zapłacić 300 leków auto, 200 leków osoba dorosła, za dzieci Pan nie pobrał żadnej opłaty. Kierujecie się dalej w stronę parkingu, potem już tylko kawałek, aby dotrzeć na plażę. W pobliżu znajduje się malowniczy kościół Świętego Antoniego - można go zwiedzać codziennie za wyjątkiem środy w godzinach od 8 do 16. Bezpośrednio przy plaży znajdują się bunkry, którymi komunistyczne władze obsiały nie tylko ten zakątek, ale całą Albanię. Mamy także w pobliżu Zamek Rodonit (Kalaja e Rodonit) zwany też Zamkiem Skanderbega położony niemal na samym koniuszku półwyspu. Kiedy byliśmy tu pierwszym razem do ruin można było dojść idąc klifem. Obecnie ta droga jest niedostępna, ktoś zagrodził możliwość przejścia dalej i myślę, że aby móc do niego dotrzeć tą trasą trzeba po prostu spytać właściciela terenu i mu zapłacić za możliwość wejścia. Drugim sposobem jest droga wzdłuż plaży, przy odpływie da się dotrzeć, choć musicie być zdeterminowani.
Plaża nie jest wielka, jest bardzo malownicza, w pobliżu jest bar, w którym można coś zjeść. Jeżeli już znajdziecie kawałek czystego miejsca, można śmiało poczuć się jak w "przysłowiowym raju", pod warunkiem, że nie będzie zbyt głośnej muzyki z baru. Woda czysta, ciepła, bezpiecznie, jest relatywnie płytko, mało ludzi. Powiem tak, przymykając oczy na pewne rzeczy, my tam chętnie wracaliśmy kilkukrotnie.
- Plazhi San Pietro - to taki nadmorski kurort, ale we wrześniu jest tam naprawdę spokojnie, plaże szeroki, okolica spokojna, mało ludzi, ciepła woda, płycizna, można nie wychodzić z morza. Polecam także to miejsce. Warto poszukać także w okolicy noclegu, za niewielkie pieniądze można wynająć naprawdę coś sensownego.
Po drodze będziecie mijać małe miejscowości, warto zatrzymać się w lokalnych sklepikach i zrobić małe zakupy. Sam dojazd do Kepi Radonit jest dość wymagający. Droga jest wąska i czasem w fatalnym stanie, dlatego uważajcie, jest też bardzo kręta i czasem stroma. Jeżeli zapomnicie o zakupach tuż przed szlabanem od niedawna jest sklep w którym możecie kupić podstawowe artkuły spożywcze, chemię, także coś na plażę. Jeśli gdzieś na blogach znajdziecie informację, że fatalny dojazd, grozi urwaniem miski olejowej, nie wierzcie tym opisom do końca. Wystarczy jechać bardzo powoli, ostrożnie - to w zupełności wystarczy. Nigdy nie naśladujcie tego, jak jeżdżą sami Albańczycy. Kiedy mnie na dziurawych drogach mijały kolejne auta, zastanawiałem się w czym tkwi sekret: albo Albańczycy nie przejmują się niczym, albo mają dobrych mechaników lub dobre zawieszenia.
Berat - miasto tysiąca okien położone nad rzeką Osum, 130 km na południe od Kruje. Miasto położone jest na stoku wzgórza. Warto je odwiedzić chociażby dla spaceru po wąskich uliczkach starego miasta, , gdzie życie biegnie jak gdyby nigdy nic. Ludzie tu mieszkają, prowadzą swoje biznesy. Nie jest to swojego rodzaju skansen, gdzie wszystko ustawione jest pod typowego turystę. Warto wdrapać się na pobliskie wzgórze, gdzie na szczycie znajdują się ruiny zamku.
Tirana - miasto tętniące życiem, miasto kontrastów, inwestycji, przepięknie położone wśród wzgórz i jednocześnie nad 3 rzekami: Lane, Tirane, Terkuze. W pierwszym momencie intensywność, to jak to miasto tętni życiem może Was przerazić, szczególnie na drogach, jeśli będziecie za kółkiem swojego auta, jeśli się jednak przyzwyczaicie, będzie dobrze, trzeba płynąć z prądem jak Albańczycy, szczególnie na rondach. Nikt normalny nie będzie w stanie z ronda zjechać. W Tiranie stare miesza się z nowym, warto przestudiować przewodniki po mieście, aby spędzić tu po prostu dobrze dzień. My postanowiliśmy wjechać kolejką linową na górę Dajti - jest to jedna z atrakcji w okolicach Tirany. Do miejsca docelowego zabierze Was Dajti Expres - kolejka linowa, bilet za przejazd w dwie strony to wydatek około 800 leków. Kiedy dotrzecie na górę, czeka na Was restauracja, plac zabaw dla dzieci, mini golf, park rozrywki, czy możliwość przejażdżki na koniu. Dla tych, którzy chcą się zmęczyć jest szlak górski do szczytu Dajti 1613 m n.p.m. Szlak prowadzi przez lasy, wśród drzew i jest dość słabo oznaczony, łatwo pomylić kierunki szczególnie na rozwidleniach dróg. Wejście na górę zajmuje około 2 godzin z poziomu 1000 m n.p.m. Zjazd kolejką linową w naszym przypadku trochę przedłużył się, ponieważ zaczęło wiać, zbliżała się burza i wagoniki zbyt mocno bujały się na boki, musieliśmy czekać aż sytuacja uspokoi się. Nadmienię jeszcze, że dzień później w okolicach Tirany miało miejsce jedno z większych trzęsień ziemi w ostatnich latach, wstrząsy wtórne wyrządziły już dużo szkody w okolicach Tirany. Mieliśmy więc dużo szczęścia, że ziemia nie trzęsła się w czasie naszego zjazdu kolejką linową.
Theth - stolica Gór Północnoalbańskich, zwanych inaczej Górami Przeklętymi. To niewielka osada, która z roku na rok zyskuje na popularności. Do niedawna była izolowana od pozostałej części Albanii ze względu na dojazd, który był bardzo trudny i prowadził bardzo kręta szutrową drogą, gdzie praktycznie tylko auta z napędem na 4 koła mogły sobie dać radę, czy też motocykle przeznaczone do jazdy w trudnym terenie. To się jednak zmieniło, do Theth obecnie dojedziecie krętą, przepiękną, malowniczą trasą, która jest w całości pokryta asfaltem. Droga jest nowa, idealna i prowadzi do granic miasta. To z całą pewnością wielkie ułatwienie dla wszystkich, którzy mieszkają w Theth czy w domach położonych na trasie. Z punktu widzenia samolubnego turysty, to miejsce zostanie wkrótce zadeptane, rozdeptane, stanie się takim Zakopanym Albanii. Uważam, więc, że to ostatni dzwonek, aby zaznać tam jeszcze tego odosobnienia, jakim od lat przepełnione było Theth. W samym Theth jak w całej Albanii stare miesza się z nowym. Znajdziecie tu stare hostele (w takim spaliśmy my), gdzie jest pokój, łóżko do spania i wspólna łazienka. Jeżeli postawicie na luksus, oczywiście znajdziecie go także już tutaj. Hosteli jest bardzo dużo, ceny są zróżnicowane, my za swój hostel razem z śniadaniami płaciliśmy 135 Euro za cały nasz pobyt - 3 osoby. Generalnie jeśli chodzi o płatności, nie będzie problemu jeśli chcecie płacić w Euro, w każdym miejscu, sklepie, restauracji będziecie mogli zapłacić europejską waluta, kwestia przelicznika, w jednym miejscu przelicznik może być mniej, w innym bardziej korzystny. Możecie śmiało także wszędzie zapytać o możliwość wymiany Euro na Leki.
Śniadania, to bardzo często kawa, herbata, chleb, miód, dżem, jajka, ser, warzywa, owoce, w tym konkretnym miejscu właścicielka raczyła nas także racuchami. Jeżeli zależy Wam na obiadach, kolacji wystarczy poinformować właścicielkę, zawsze w każdym hostelu możecie mieć za dodatkową opłatą pełne wyżywienie. My w Theth chodziliśmy do centrum, gdzie było kilka restauracji, można było napić się lokalnego piwa - przyjemnie i znośnie cenowo.
Theth to przepiękne góry, zieleń, rzeka, szlaki turystyczne - różnie bywa z ich oznaczeniem. Z popularnych miejsc w pobliżu Theth, które mogę Wam polecić to:
Wodospad Grunasi - nie jest to wymagający trekking, choć trzeba wspinać się na pewnym odcinku stromo pod górkę, przepiękne miejsce i spokojnie możecie dotrzeć do celu z dziećmi.
Niebieskie Oko - do tego miejsca, jeśli chcecie dotrzeć z Theth wiedzie malowniczy szlak wzdłuż rzeki Thethit. Bez wzgledu którą stroną kanionu będziecie iść, dojdziecie do celu, z tą różnicą, że idąc po lewej stronie będziecie mieć więcej spokoju, idąc prawą stroną kanionu, raz na jakiś czas minie Was śmiałek w aucie, natraficie na prace drogowe i generalnie cały czas idziecie na otwartej przestrzeni w palącym słońcu. W przypadku tego trekkingu, zarezerwujcie sobie cały dzień. Na szlaku miniecie kilka miejsc, gdzie możecie coś przekąsić, kupić do picia, warto jednak mieć przysłowiową butelkę wody z sobą. Kiedy dotrzecie do Niebieskiego Oka, możecie przejść przez most, gdzie powyżej zbiornika wodnego znajduje się miejsce, gdzie w cieniu możecie napić się czegoś zimnego. Drugą opcją jest zejście na dół do wodnego niebieskiego raju, z piekielnie zimną wodą. Jeśli znajdziesz w sobie na tyle dużo odwagi, żeby wejść do lodowatej wody, śmiało można to zrobić
Valbone - świetna baza wypadowa w góry i jedno z najpiękniejszych miejsc w Albanii
Droga prowadząca z Theth na wodospad Grunasi oraz Niebieskie Oko. Na filmie jest także miejscowość Koman.
Droga przez Theth i fragment nowej drogi "z" lub "do" Theth - droga SH21
Koman - czyli rejs po albańskich fiordach. Koman jest niewielką osadą położoną w gminie Szkodra. Mamy tutaj kilka domów, małe centrum, most, wielka tamę, kilka miejsc noclegowych. Jezioro Koman jest sztucznym akwenem, powstałym na sutek budowy systemu tam i elektrowni wodnych. Bardzo często w opisach Jezioro Koman uznawane jest za jedno z piękniejszych akwenów wodnych Bałkanów - jest często porównywane do norweskich fiordów. Czy słusznie - o tym za chwilę
Dojazd - z Szkodry dojedziecie drogą SH25 - z każdym kolejnym km stan drogi pogarsza się. Jest dziurawo, czasem bardzo, 55 km biegnie w bardzo malowniczych okolicznościach przyrody. Jeżeli chcecie je podziwiać, zatrzymajcie się na poboczu. Ciekawostką jest to, że Albańczycy po tej dziurawej drodze jeżdżą dość szybko, w czasie naszej drogi nigdy nikogo nie wyprzedziłem, ale mnie wyprzedzali wszyscy.
Nocleg - my decydowaliśmy się na nocleg w Villa Franceze, jest to obiekt znajdujący się w Koman. W dawniejszych czasach mieszkali tutaj ludzie, którzy budowali tamy, elektrownie. Jest sympatycznie, za wszystko odpowiedzialni są młodzi ludzie, bardzo dobrze rozmawiają po angielsku, jest czysto, pokoje z łazienką, ładnym widokiem na okoliczne wzgórza, jest prywatna plaża, bardzo dobre śniadania za 2,5 Euro od osoby, można wykupić obiad za niewielką dopłatą. Za 2 noce zapłaciliśmy 74 Euro - 3 osoby.
Polecam nocleg z czystym sumieniem: https://vilafranceze.com
W Koman tuż przed mostem w drodze do tunelu, skąd odpływają łodzie w rejs po zbiorniku wodnym, znajduje się bardzo niepozorna restauracja Bar Restorant “Te Kastrioti”. Koniecznie wbijajcie tutaj na obiad. Jest smacznie, dużo na talerzu, możecie płacić w Euro (dobry przelicznik), możecie wymienić Euro na Leki, jest dobre WiFi i przede wszystkim jest normalnie cenowo. Za obiad na 3 osoby płaciliśmy 35 Euro - cena już z napojami, deserem, owocami, które serwuje właściciel na koniec posiłku.
Rejs po Jeziorze Koman - jak było w naszym przypadku? Zostaliśmy w Koman na dwie noce, po prostu mieliśmy swój plan na podróż po Albanii. Z Villa Franceze rano pieszo udaliśmy się do portu, skąd kilku przewoźników świadczy usługi rejsowe. Są to większe i mniejsze jednostki pływające, te większe zabierają mam wrażenie więcej niż miejsca na pokładzie, jeśli się więc spóźnicie, będziecie siedzieć na podłodze, jeśli znajdziecie w ogóle na niej miejsce. Plusem spania w Koman było to, że nie angażowaliśmy w całą wyprawę auta. Droga z domu do portu zajęła nam niecałą godzinę. Przed tunelem jest duży parking na samochody, oczywiście możecie także wybrać rejs taką jednostką, która zabierze samochód. My płynęliśmy z firmą Berisha .
Cennik
-
Za osobę: 1000 LEK / 8 euro
-
Za rower: 1200 LEK / 10 euro
-
Za motocykl: 2500 LEK / 20 euro
-
Za samochód: Około 30 euro, cena zmienia się w zależności od wielkości samochodu
-
Za płatność online PayPalem ceny są kilka euro mniejsze!
Strona internetowa i kontakt
-
+355 69 68 00 748
Plusem takiego rozwiązania czyli podróż bez auta, jest święty spokój i brak uczestnictwa w tym całym zamieszaniu w porcie jakie jest w czasie, kiedy wszyscy chcą wjechać na swój pokład, kolejka, tunel, totalne zamieszanie. Minusem jest fakt, że jeśli śpisz w Koman, musisz wrócić do swojego domu, czyli musisz odbyć podróż w dwie strony na tej samej trasie, a to pomimo, że jest pięknie może na powrocie wydać się już po prostu trochę nudne. Dlatego uważam, że warto planować podróż tak, aby po dotarciu po ponad 3 godzinach rejsu do Fierze kontynuować podróż dalej, bez powrotu do Koman.
Sam rej jest interesujący, pięknie krajobrazowo. Czy można porównać albańskie fiordy do norweskich? Uważam, że są inne, to inne góry, zieleń, przyroda. To co mnie przeraziło w czasie tego rejsu, to fakt, jak bardzo po raz kolejny Albańczycy pokazali, jak mało uwagi przywiązują do dbania o środowisko. W wodzie były momenty, że było tyle śmieci, plastiku, że gdybym ja zabierał turystów na pokład, byłoby mi po prostu wstyd. W wodzie na pewnych odcinkach panuje śmieciowy dramat.
Mimo wszystko warto odbyć rejs po zbiorniku Koman.
Nasza wyprawa trwała 2 tygodnie, nasz budżet wliczając w to dosłownie wszystko nie przekroczył 5 tysięcy złotych biorąc pod uwagę rodzinę trzy osobowa, termin uważam bardzo optymalny to wrzesień. Ja zawsze w czasie naszych podróży miałem rower, za pierwszym razem także przyczepkę rowerową Weehoo.
Nie odkładajcie podróży po Albanii na później, później może być już w zupełnie innej rzeczywistości - Albania zmienia się, staje się po prostu bardziej nowoczesna.